10 lipca 2019

JAK TO SŁONECZKO ZE SŁONECZNEJ W CZUDCU CUDA POKAZAŁO...

                             Listopad A.D 2018 pogodowo nas nie rozpieszczał. Trzy pod rząd wędrujące niże dały się  we znaki nie tylko dalekim obserwatorom ale i ogółowi naszej Ojczyzny. Szaro buro i ponuro bite 2 tygodnie. Niestety nie udało się uwiecznić zachodu Słońca za Tatrami z Magdalenki na co człowiek mojego pokroju czeka cały rok dlatego postanowiłem wykorzystać 2 dni wyżowej pogody i spróbować sił z Przedmieścia Czudeckiego z okolic ulicy Słonecznej. Do wykonania symulacji, której już nie będę zamieszczał posłużyłem się oczywiście Peakfinderem i 30. 11.2018 byłem na miejscu w pełnym rynsztunku.

                              Miejscówka jest bardzo wygodna i przy otwartym szlabanie można fotografować z samochodu, jednakże tego dnia niestety droga była zamknięta (gdyż jedyny gość, który umie to otworzyć nie dotarł na miejsce przez sprawy zawodowe:)) i trzeba było kilometr z buta pokonać po wygodnym szutrze, w czym cała przyjemność spaceru, gdyż z początku drogi otwiera się wspaniała panorama na dach Pogórza Dynowskiego i Bieszczady. (obiecuję że symulacje i opis panoram przedstawię w kolejnym artykule).

                               Po dotarciu na punkt obserwacyjny - Tatry jeszcze grubo przed zachodem były widoczne gołym okiem, dlatego zabrałem się ostro do roboty:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                              

                                      I tak sobie to Słoneczko zachodziło i zachodziło, jednakże nie dało rady się zaokrąglić zapewne przez cirrusy nad Tatrami. Wspomnę tylko , że o tej porze tego dnia Tatry nie były widoczne z Krupówek!! Ale to taka ciekawostka gdyż poziom zachmurzenia sięgał do 1500 m. Wyżej było czysto... no powiedzmy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                            Dodatkowo refrakcja wyciągnęła wierchy trochę w górę, jednakże do ideału dużo brakowało.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                       W końcu nasza życiodajna gwiazda zaszła z Przełęcz Waga między Rysami a Vysoką i wtedy pojawiły się piękne kolorki, których długo nie zapomnę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                              Jeszcze zbliżenie 600 mm na Orlą Perć:) i  pasmo Radziejowej z masztem na Przehybie ...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                        Oraz na Jaworzynę Krynicką na której 2 tygodnie później otwarto sezon narciarski:)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                        Na koniec standardowo wszystko znurzyło się w smogu:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                          Był to niezwykle udany dzień po którym dwumiesięczna przerwa w dalekich obserwacjach z Podkarpacia zaowocowała  małymi rekordami ale o tym obszerniej w kolejnym artykule... może jutro:)